Po „System” sięgnęłam dzięki Patrycji – czytelniczce, która w komentarzu zapytała, czy czytałam książkę. „Według autora, dziennikarza śledczego, recykling w Polsce jest fikcją, a nasze wysiłki przy segregowaniu idą na nic, bo pieczę nad biznesem sprawuje mafia, która wystawia fałszywe papiery” – pisała. Zaintrygowało mnie to.
Książkę nabyłam dość szybko, bo choć upłynęło kilka lat od premiery, wciąż jest dostępna w sprzedaży. Do lektury zabierałam się jednak jak pies do jeża. Zanim ostatecznie po nią sięgnęłam, musiała chwilę poleżeć na półce. Powód? Totalnie odrzucała mnie jej okładka. Kojarząca się raczej z miałką beletrystyką, którą kupuje się w sklepiku na dworcu i czyta w podróży dla zabicia czasu niż poważną pracą dziennikarza śledczego, którą de facto książka jest. Może efekt był zamierzony? Może w ten sposób wydawnictwo próbowało przyciągnąć odbiorców, którzy nie sięgnęliby po poważną książkę o recyklingu, ale już perspektywa sensacyjnej lektury okraszonej wątkami mafijnymi wydawała im się bardziej ponętna. I pewnie też do masowego odbiorcy kierowany był opis na okładce książki.
(…) A czy wiesz, że prawdopodobnie każdego dnia, kiedy idziesz wyrzucić do śmietnika starannie posegregowane odpady, dajesz zarobić mafii? (…)
Choć cierpliwie segregujemy szkło, papier i plastik, nasze śmieci i tak ktoś pewnie wyrzuci na jedną śmierdzącą hałdę. Legalnie działające firmy, wyposażone w nowoczesne sortownie, nie mają czego sortować, bo odkąd biznes przejęli przestępcy, zbieranie odpadów przestało być opłacalne. (…)
Redaktor, który tworzył ten opis, zrobił koszmarną robotę.
Po pierwsze, wrzucił wszystkich recyklerów (czyli firmy zajmujące się odzyskiem odpadów) do jednego worka pod nazwą „przestępcy”. Trafili do niego zarówno ci, którzy naruszają prawo i działają w sposób nielegalny i naganny, jak i firmy sumiennie przetwarzające odpady.
Po drugie, zanim jeszcze czytelnik otworzył książkę i dowiedział się, o czym tak naprawdę ona jest, zakodował w głowie, że segregowanie odpadów nie ma żadnego sensu, bo przecież i tak trafią one na „śmierdzącą hałdę”. W kraju, gdzie ludzie wciąż wywożą śmieci do lasu, takie kategoryczne stwierdzenie jest bardziej niż szkodliwe.
Po trzecie, i najważniejsze, opis jest mocno naciągany. Jeśli – po jego lekturze – sądzicie, że dowiecie się, jaki jest dalszy los śmieci, które każdego dnia wyrzucacie do kosza, to się mocno zdziwicie. Bo publikacja tak naprawdę opowiada o powiązaniach polityków i agentów służb specjalnych z półświatkiem przestępczym (który, owszem, macza palce w „biznesie śmieciowym”, ale nie tylko w nim i o tym Bertold Kittel pisze również) oraz o instytucjach państwowych, które wiedzą o tych nielegalnych biznesach, ale mają je gdzieś. O, tak, wkurzysz się, czytając o tym jak prokuratura umarza śledztwa w sprawie trucicieli (którzy mają likwidować niebezpieczne odpady, ale robią to tylko na papierze) i jak urzędnicy, wiedząc o praktykach pseudo-recyklerów, rozkładają ręce, bo przepisy im na wiele nie pozwalają.
„System” mafii
Mafii w „Systemie” jest rzeczywiście bardzo dużo. Nawet za dużo. W pewnym momencie pomyślałam, że nie bez powodu w podtytule wyraz „mafia” jest przed „śmieciami”, bo sprawa odpadów zostaje poruszona dopiero gdzieś na osiemdziesiątej stronie. Dalej odpadów też nie ma za wiele. Fabuła jest oparta na wątku jednego z byłych agentów CBA, który po kontrowersyjnym odejściu ze służby, zaistniał w szarej strefie recyklerów powiązanych ze światem przestępczym. W książce jest też sporo o historii Centralnego Biura Antykorupcyjnego, o nieudanych akcjach i prowokacjach rządowych agentów – sprawy doktora G., Beaty Sawickiej czy Barbary Blidy, które żadnego związku z odpadami nie mają.
Autor, co prawda, wspomina o paru firmach prowadzących nielegalne „biznesy śmieciowe”, ale… Po pierwsze, tylko jedna z nich zajmuje się odpadami komunalnymi, czyli takimi, które pochodzą z naszych domów; dla reszty zaś to, czy segregujemy, nie ma żadnego znaczenia, bo zajmują się zupełnie innym rodzajem odpadów. Po drugie, Bertold Kittel nie ujawnia nazw tych pseudo-recyklerów. Szkoda. Nielegalne praktyki firm należy piętnować, a kto ma to robić, jak nie dziennikarz śledczy? Tym bardziej, że – jak autor sam pisze – posiada on dowody.
Ale jest też plus
„System” wciąga i pochłania, książkę czyta się jak dobry kryminał. Choć emocje towarzyszące tej lekturze są większe, bo publikacja jest oparta na śledztwie dziennikarskim i przedstawia fakty. W wiele spraw, o których pisze Bertold Kittel, są uwikłani ludzie z pierwszych stron gazet. Znamy ich, dziś część z nich zasiada w rządzie lub strukturach państwowych. Już choćby dlatego należy przeczytać tę książkę. Warto wiedzieć więcej na temat ludzi, którzy pociągają za sznurki i tuszują niewygodne dla nich sprawy.
Szkoda tylko, że o odpadach jest tak mało. Zwłaszcza o tych odpadach, które każdego dnia wytwarzamy w swoich domach i staramy się segregować. Kiedyś chciałam przeczytać mafijne zwierzenia „Masy”. Po tej lekturze moja ciekawość została zaspokojona, ale wciąż chętnie poczytałabym coś o śmieciach.
„System. Jak mafia zarabia na śmieciach” Bertolda Kittela jest dostępna w niektórych księgarniach internetowych. Ceny drukowanego wydania w tym momencie zaczynają się od 9 zł (wybrać najtańszą opcję można tutaj). Ebook kosztuje od 16 zł (znajdziecie w tych księgarniach).
Mieliście już okazję czytać „System”? Jakie jest Wasze zdanie na temat tej książki?