fbpx
Menu
ekologia

Lampiony (nie) szczęścia

lampiony

Ciemność od czasu do czasu zakłócają puszczane gdzieś w oddali lampiony. Unoszą się one nad brzegiem, coraz wyżej i dalej – nad wodą. Aż chowają się za horyzontem. Wtedy się wypalają i przynoszą cierpienie. 

 

Gdy prawie dwa tysiące lat temu oddziały chińskiego generała Zhuge’a Lianga zostały otoczone przez wroga, dowódca wpadł na pomysł, by prośbę o wsparcie napisać na skrawku bibuły z doczepioną od spodu pochodnią i tak przygotowany lampion wysłać ponad głowami wrogów. To był prawdopodobnie początek azjatyckiej tradycji, która w Chinach jest „wskrzeszana” przy okazji każdych świąt. Uważa się bowiem, że unoszący się w do góry lampion zabiera ze sobą wszystkie smutki i problemy, a ludziom przynosi szczęście i dostatek. Wierzenia jednak wierzeniami, a rzeczywistość – rzeczywistością. Skutki użycia lampionów wcale nie są szczęśliwe.

 

 

lampiony nad morzem

Puszczanie lampionów, fot. flickr.com

 

 

Uwaga, pożar!

 

Namioty mieliśmy ustawione na klifie. Z góry rozciągał się widok na morze i plażę, prowadzącą z jednej strony do Władysławowa, a z drugiej do Jastrzębiej góry. Miasta było widać dopiero po zmroku – jako jasne plamy na horyzoncie. Od czasu do czasu od tych plam odrywały się i szybowały w górę drobne punkciki. Jeden, drugi, trzeci, cała masa. Zmierzały w stronę morza i powoli ginęły z oczu. Gdyby jednak zmienił się kierunek wiatru, lampiony skończyłyby swój żywot nad głowami śpiących na campingach turystów. Mogłyby podpalić namioty na klifie.

 

Już kilka lat temu, gdy lampiony przeżywały szczyt popularności, Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej apelowała, by zostały one prawnie zabronione, jako że stwarzają poważne zagrożenie pożarowe. Bo są źródłem ognia, którego nikt nie kontroluje.

 

W 2011 roku na Opolszczyźnie wypuszczony przez weselników lampion podpalił traktor, jeszcze chwila i spłonęłoby gospodarstwo rolne.

W 2012 roku w Poznaniu podczas Nocy Kupały zapalił się tramwaj.

W 2013 roku we Władysławowie lampion spowodował pożar dachu ratusza.

W 2014 roku w Prószkowie spaliły się pomieszczenie gospodarcze, wiata i dwa samochody.

Wymieniać dalej?

 

 

lampiony

Lampiony, fot. flickr.com

 

 

Strach na wróble

 

Gorsze skutki puszczania lampionów są jednak dla flory i fauny. Kilka lat temu odpalone w ramach zorganizowanej akcji nad Wisłą „światełka szczęścia” pospadały na stołeczne ZOO. Zwierzęta nie dość, że się wystraszyły, to jeszcze zaczęły zjadać leżące na ich wybiegach konstrukcje. Na szczęście, pomoc została im szybko udzielona. W przeciwieństwie jednak do podopiecznych ZOO, dziki zwierz takiego farta nie ma.

Cienkie metalowe druty, z których składa się konstrukcja lampionów, niosą ze sobą ryzyko połknięcia lub zaplątania się w nie przez zwierzęta lub ptaki. Ranią też łapy i uszkadzają kopyta.

Płonące konstrukcje spadające z nieba powodują poparzenia i obrażenia.

Ornitolodzy są też zdania, że zaplątany w gałęziach drzewa lampion działa jak straszak na ptaki, które mogą nawet porzucić swój lęg.

Resztki spalonego lampionu są roznoszone przez wiatr na duże odległości. To zwykły odpad, który zaśmieca krajobraz i degraduje środowisko.

Te lampiony, które widzieliśmy na plaży, leciały w stronę morza. A przecież morze też żyje.

 

 

Noc Kupały, fot. flickr.com

Noc Kupały, fot. flickr.com

 

 

A może by tak słowiańskie zwyczaje?

 

W wielu krajach na świecie chińskie lampiony zostały już zabronione. U nas teoretycznie można zostać pociągniętym do odpowiedzialności, jeśli spadający lampion wznieci pożar. Tylko kto zlokalizuje sprawcę? Nie wolno też puszczać „światełek” w pobliżu lotnisk (elementy konstrukcji po dostaniu się do silnika mogą spowodować wypadek). O całkowitym zakazie sprzedaży nie ma jednak na razie mowy.

 

Pozostaje więc tylko apelować o sumienie i rozum do osób, które uczestniczą w tego typu zabawach. I przypominać im, że przecież też mamy tradycje i zwyczaje, które – jak wierzyli dawni Słowianie – zapewniają szczęście i powodzenie: posadzenie świerku przy wejściu do domu, zaopatrzenie się w „chroniące od złego” patyki leszczynowe lub przynoszące pomyślność korzenie mandragory, włożenie pszennej bułeczki do bocianiego gniazda albo choćby znalezienie czterolistnej koniczyny. 

 

Skoro więc mamy bezpieczne dla otoczenia rodzime tradycje, to po cholerę stosujemy szkodliwe cudze?