fbpx
Menu
podcasty

CWTK #10: Dlaczego śmieci drożeją?

Dlaczego śmieci drożeją podcast

 

“CO W TYM KOSZU” – to podcast, w którym przybliżam temat zero waste, życia przyjaznego środowisku i opowiadam, jak wygląda świat po drugiej stronie kosza na śmieci.  W odcinku nr 10 moją gościnią jest ekspertka od gospodarki komunalnej, Hanna Marlière, którą zapytałam o to, dlaczego śmieci drożeją.

 

 

Podcastu możesz odsłuchać również w swojej ulubionej aplikacji podcastowej, jak Spotify, Podcasty Google, Apple Podcasts itd. Wyszukaj go pod nazwą CO W TYM KOSZU i koniecznie zasubskrybuj! Zapraszam Cię też do obserwowania mojego kanału na Youtube.

 

***

A może wolisz przeczytać treść podcastu? Poniżej znajdziesz transkrypcję nagrania.

 

 

Ten podcast powstaje dzięki moim Matronkom i moim Patronom. Jeśli chcesz wesprzeć mnie w tym, co robię, wejdź na stronę patronite.pl/nanowosmieci i wybierz dogodną dla siebie formę wsparcia! Dziękuję!

 

„Dlaczego rosną opłaty za wywóz odpadów?” – to hasło, mam wrażenie, bije rekordy popularności w wyszukiwarce Google’a. I coś mi mówi, że podwyżki były tematem rozmów niejednej kolacji wigilijnej w tym roku (nawet wirtualnej, bo wszyscy przecież wiemy o sytuacji pandemicznej!). 

Wysokość opłaty za odbiór odpadów jest w Polsce zróżnicowana, w zależności od gminy lub miasta. Wspólnym mianownikiem jest to, że ceny są coraz wyższe. I tak jesienią zeszłego roku wywóz odpadów zdrożał o ponad 50%. Rok wcześniej, czyli w 2019 r. – o około 30%. Ale już przed trzema laty – tylko o 4%. 

O co chodzi z tymi podwyżkami? Co za nimi stoi? I czy jest szansa na to, żeby jednak płacić za śmieci mniej? O tym właśnie porozmawiam dzisiaj z gościnią mojego podcastu – Hanną Marliere, ekspertką od gospodarki komunalnej. Zapnijcie pasy, usiądźcie wygodnie i ruszamy!

 

Cześć Wam, cześć Haniu!

Cześć.

Mam w programie taką tradycję, że goście przedstawiają się, mówią parę słów o sobie.

Z wykształcenia jestem biologiem środowiska. Na szczęście udało mi się skończyć studia, które były moją pasją, ale też kontynuować rozwój zawodowy w kierunku właśnie tej pasji i w taki oto sposób trafiłam do sektora gospodarki komunalnej. Od początku swojej kariery zawodowej, czyli już ponad piętnaście lat, zajmuję się właśnie gospodarką komunalną ze szczególnym uwzględnieniem śmieci.

No właśnie, i o tych odpadach chciałabym z Tobą dzisiaj porozmawiać. Tematem ostatnich miesięcy jest podwyżka. Budzi niesamowicie duże emocje, „bo drożeje, bo kosztuje nie wiadomo ile”. Chciałabym zajrzeć dzisiaj po drugą stronę kosza i się przyjrzeć temu, dlaczego odpady drożeją. Czy masz na starcie kilka najważniejszych powodów, które się za tym kryją?

Przede wszystkim to bardzo dobrze, że drożeją. W tej chwili jak coś nas kosztuje i ten koszt jest dla nas odczuwalny, to zaczynamy sobie zdawać z tego czegoś sprawę. Skoro nasze społeczeństwo nie jest na tyle dojrzałe, żeby z własnej nieprzymuszonej woli dbać o stan środowiska, to trzeba wprowadzić takie mechanizmy, które tę dobrą wolę wspomogą. A najłatwiejszym mechanizmem jest po prostu kieszeń.

Obserwujemy działanie przez kieszeń w zakresie wody, ścieków, wody deszczowej, w zakresie czystego powietrza. To są czasem działania pozytywne, czyli dawanie nam pieniędzy na inwestycje, na przykład programy, które dają pewien procent pieniądza na instalację fotowoltaiczną, czy gminy dostają pieniądze na modernizację sieci wodociągowo-kanalizacyjnej, albo ten mechanizm jest wykorzystywany negatywnie, czyli obciąża się nas dodatkową opłatą po to, żebyśmy poczuli ciężar oddziaływania na środowisko.

W takiej sytuacji jesteśmy, jeżeli chodzi o wodę i ścieki, które też, przypomnę tym, którzy nie pamiętają, dziesięć, dwanaście lat temu zaczęły gwałtownie drożeć. I również przechodziliśmy dokładnie przez ten sam mechanizm, przez który przechodzimy teraz w śmieciach, czyli z rozliczeń ryczałtowych na rozliczenia według zużytej wody. To tak samo bolało. Pamiętam, wtedy mieszkałam w spółdzielni mieszkaniowej i długo nie montowaliśmy licznika, bo nie musieliśmy. Ten przelicznik na mieszkańca był dla nas bardzo komfortowy finansowo. Ale w końcu ten przelicznik został tak skalkulowany, że jak dostaliśmy pierwszy rachunek ze spółdzielni, to natychmiast wzywaliśmy pana, który nam ten licznik założył. [śmiech]

Trochę mamy z tym samym do czynienia. Próby, groźby, prośby nie pomogły. Odpadów generujemy bardzo dużo i coraz więcej. O ile odpady przemysłowe są zagospodarowywane w coraz większym zakresie, o tyle problem naprawdę jest w odpadach komunalnych, których tylko wysoka jakość i intensywna selektywna zbiórka pozwala na ich dalsze zagospodarowanie w procesach recyklingu. Nadal zbieramy selektywnie 20-30% strumienia wytwarzanych odpadów, a odpadów wytwarzamy z roku na rok coraz więcej. Konieczne było znalezienie pewnych narzędzi, które nas do tego dużo bardziej skutecznie nakłonią.

Ten mechanizm finansowy jest jednym z bardziej skutecznych mechanizmów, o czym świadczy właśnie ten szum i rumor od już prawie dwóch lat, bo w niektórych gminach opłaty zaczęły gwałtownie rosnąć już dwa lata temu.

Ja tu się postawię w miejsce mieszkańca. Jest taki argument, że „No zaraz zaraz, wprowadzają nam nowe zasady segregacji, to muszę w domu znaleźć miejsce na dodatkowe pojemniki, muszę wiedzieć, jak się segreguje, muszę swoją energię włożyć w to, żeby się naumieć tej segregacji, żeby to robić na co dzień i jeszcze mam płacić coraz więcej??”.

Do tej pory nie ponosiliśmy faktycznych kosztów zagospodarowania odpadów. Te niskie opłaty nie odzwierciedlały kosztów systemu i były trochę na siłę zaniżane. Gminy miały możliwość jeszcze kilka lat temu dopłacania z innych źródeł, prób bilansowania tego systemu w inny sposób, gdzieś tam w przetargach wygrał jakiś lokalny pseudoprzedsiębiorca, który nie do końca zagospodarował te odpady na instalacji, która ma do tego pełne prawa.

To z czym mamy do czynienia dziś, to jest efekt pewnych systemowych zmian, do których dochodzi od ośmiu lat na pewno. W pierwszej kolejności wybudowaliśmy kilkaset instalacji przetwarzania odpadów. Te instalacje siłą rzeczy są droższe niż wywiezienie odpadów śmieciarką na składowisko. One korzystają z prądu, one korzystają z wody, one zatrudniają ludzi. Żeby zdeponować odpady w sposób bezpieczny, ten proces kosztuje. Czyli mamy pierwszy koszt, którego jeszcze parę lat temu nie było.

Dwa, recykler, który przyjmuje odpady do recyklingu – to też nie jest tak, że on dostaje gotowy surowiec, że ktoś mu daje złoto i on z tego złota ma zrobić złoty łańcuszek, czyli on dostaje wartość dodaną. Nie, on dostaje mimo wszystko odpad, którego przetworzenie jest dużo trudniejsze niż surowca pierwotnego, więc też koszt tego przetworzenia jest drogi. Dlatego to wcale nie jest tak, że surowce wtórne, które my wyrzucamy przykładowo do żółtego pojemnika, są bogactwem narodu i mogą zostać sprzedane za kolosalne pieniądze złym przedsiębiorcom, którzy się na nich wzbogacą.

Nie, tam połowa to są zanieczyszczenia, które trzeba oddzielić, czyli ponieść koszt segregacji. Po drugie, te zanieczyszczenia trzeba zagospodarować, czyli ponieść dalszy koszt. Po trzecie, to co nie jest zanieczyszczeniem, tylko potencjalnym surowcem wtórnym, trzeba przygotować do transportu, więc znów ponieść koszt, przetransportować, wjeżdża to na linię i jeszcze recykler ostateczny ma koszty włączenia tych odpadów w swój proces produkcyjny, czyli dalszego ich przetwarzania, żeby nadawały się one do wyprodukowania tego przysłowiowego worka na śmieci. Czyli mamy łańcuch kosztów, a nie łańcuch przychodów.

Gospodarka odpadami to są też koszty obsługi systemu. Zobacz, że wynagrodzenie krajowe, ta jedna z propagandowych, ostatnio dosyć głośnych pozycji, rok do roku wzrasta. Zarabiamy prawie 1000 złotych więcej, niż zarabialiśmy osiem lat temu, jak się spojrzy na wynagrodzenie minimalnej krajowej. W gospodarce odpadami, umówmy się, wiele osób pracuje na pensjach, które są wprost skorelowane z wysokością minimalnego wynagrodzenia. Więc jeżeli płaciliśmy 1600 złotych brutto, a mamy płacić 2600 brutto, to ten 1000 złotych wynagrodzenia dla pracownika sortowni znikąd się nie bierze. Tak samo jak więcej zarabia pracownik sortowni, więcej zarabia kierowca śmieciarki, więcej zarabia pani w biurze obsługi klienta. To są po prostu koszty awansu społecznego i postępu społecznego, w którym jesteśmy.

Trzeci bardzo ważny element kosztowy to są koszty ogólne mediów. W procesach przetwarzania odpadów zużywamy wodę, prąd i paliwo. Jak spojrzymy sobie na ceny tych trzech komponentów, to one przez ostatnie pięć lat, szczególnie koszty energii elektrycznej, wzrosły nieproporcjonalnie wysoko. Możemy w gospodarstwach mniej to odczuwamy, ale sektor przedsiębiorstw ma dodatkowe opłaty taryfowe, które naprawdę spowodowały, że te zakłady dużo, dużo więcej wydają na energię elektryczną.

Jak weźmiemy te trzy komponenty cenowe, to już mamy prawie połowę wartości opłaty zagospodarowania opłaty, która jest wyjaśniona. Jeżeli by te wartości nie rosły, to moglibyśmy mówić, że okej, to zbijajmy cenę.

Następnie jest jeszcze jeden element. To są koszty środowiskowe, czyli koszty opłaty marszałkowskiej, koszty podatków za korzystanie ze środowiska. Ta opłata dotyczy co prawda tylko 40% naszych odpadów, bo tylko tych, które trafiają do składowania, ale ona wzrosła z kilkudziesięciu złotych jeszcze pięć lat temu do prawie 300 złotych w tym roku. To jest kolejny komponent, który na pewno wpływa na cenę systemu gospodarki odpadami.

Powiedziałaś bardzo ważna rzecz: z roku na rok tych odpadów jest coraz więcej. Jeszcze parę lat temu to było bodajże 10 milionów ton odpadów komunalnych, w tym momencie już mamy chyba 14.

Niecałe 13.

I około 67% to są odpady zmieszane.

To są odpady, które nadają się tylko do składowania. Nawet najbardziej zaawansowana instalacja przetwarzania odpadów, owszem, technicznie jest w stanie wyjąć w tej chwili prawie wszystko. Tylko to co ona wyjmie ze strumienia zmieszanego odpadu komunalnego, absolutnie nie nadaje się dla recyklera. Przetwarzanie zmieszanych odpadów komunalnych po to, żeby próbować z nich wyjąć jakieś surowce wtórne jest bzdurą totalną, bo jest generowaniem niepotrzebnych kosztów. Odpad zebrany selektywnie ma dużo lepszą jakość i łatwiej jest znaleźć nabywcę takiego surowca wtórnego.

Tu znowu podam dwa przykłady, które powinny do każdego przemówić. Papier. Jeżeli wrzucimy papier do naszego kosza pod zlewem, tego, który idzie do czarnego pojemnika. Co w nim jest, możemy zajrzeć, jak sobie nie wyobrażamy, ale tam jest resztka zupki, coś tam ze zlewu, jakaś mokra ścierka, pielucha… Następnie idzie to do dużego kontenera. Nasi sąsiedzi również wyrzucają różne rzeczy. Następnie idzie to do śmieciarki, w której to wszystko jest pięknie zgniecione, żeby dobrze przesiąkło. Z tej śmieciarki jest wysypywane na sortowni i idzie na takie wielkie sito. Na tym sicie jeszcze lepiej przesiąknie. Nawet jeżeli ta maszyna na końcu tej linii ten papier wyjmie, to brudnego, śmierdzącego, mokrego papieru po prostu żaden recykler nie przyjmie do recyklingu.

To samo ze szkłem. Szkło jest potłuczone i jest technicznie bardzo trudno je wyjąć ze strumienia zmieszanych odpadów komunalnych. Nawet butelka PET. Wydaje się, że plastik nie chłonie. On nie chłonie, ale jak jest w tych zmieszanych odpadach, mokrych, brudnych, to on jest obklejony cały, brzydko powiem, takim syfem. Takiego brudnego plastiku PET nikt nie chce przyjąć ani folii.

Kolejny strumień to strumień bioodpadów. Jesteśmy w stanie go w jakiś sposób wysegregować ze zmieszanego odpadu komunalnego, ale on jest obciążony masą zanieczyszczeń. I niebezpiecznych – jakąś farbą, lakierem, jakimś kawałkiem aluminium, drobnym zanieczyszczeniem mechanicznym, którego z niego nie jesteśmy w stanie wyciągnąć, czyli jakimiś drobinkami szkła czy plastiku. Dlatego system, w który musimy inwestować, to naprawdę system selektywnej zbiórki.

No dobra, skoro mamy swoje własne odpady, z którymi mamy duży problem, żeby je jakoś zagospodarować, to dlaczego w takim razie sprowadzamy jeszcze z zagranicy?

Większość odpadów, które sprowadzamy z zagranicy, to są surowce wtórne bardzo dobrej jakości, które trafiają do naszych przetwórni, które produkują produkty rynkowe. Które to surowce na dodatek w krajach, z których są eksportowane, podlegają czemuś, czego u nas nie ma, mianowicie rozszerzonej odpowiedzialności producenta. Czyli do każdej tony odpadów, którą my przyjmujemy, państwo, w obrębie którego te odpady zostały wytworzone, dopłaca naszym recyklerom.

Podam konkretny przykład. Jeżeli recykler folii sterczowej przyjmuje folię z Wielkiej Brytanii, to dostaje około 400 funtów do każdej tony. To są niebagatelne pieniądze. Nie dość, że ten odpad jest dużo lepszej jakości, bo generalnie pochodzi z systemu selektywnego, z przemysłu, to jeszcze nasz recykler za to, że to łaskawie przyjmie, dostaje dopłatę.

U nas ten system dopłat jeszcze nie jest ostatecznie wprowadzony, te dopłaty są w żenująco niskich kwotach, więc de facto cały koszt systemu ponosi w tej chwili konsument. Gdyby był wprowadzony system ROP, część przynajmniej strumienia odpadów, głównie ten strumień, który jest zbierany selektywnie, byłby współfinansowany z systemu ROP i wtedy można by mówić o tym, że ten kto segreguje lepiej, płaci mniej, bo dopłata dla recyklera idzie z systemu ropowskiego, a nie od wytwórcy, czyli od konsumenta. Przez to, że u nas to nie działa, to zagospodarowanie surowców wtórnych zebranych selektywnie jest praktycznie tak samo drogie, a paradoksalnie czasami nawet droższe niż zagospodarowanie odpadów zmieszanych. Procesy recyklingu są po prostu drogimi procesami.

No właśnie, wspomniałaś o ROP-ie, czyli rozszerzonej odpowiedzialności producenta. O tym rozmowy toczą się już od lat. Obserwuję, że za każdym razem się zbierają porozumienia wielostronne, debatują na ten temat i nic tak naprawdę z tego nie wynika. Chyba nawet w lipcu zeszłego roku już miała być jakaś ustawa o ROP-ie w Polsce i do tej pory nie ma tej ustawy. O co tam chodzi?

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. To są ogromne grupy interesu. Z jednej strony to są producenci produktów w opakowaniach, którzy muszę kalkulować cenę tego opakowania do ceny produktu i wiadomo, walczą o to, żeby to było jak najmniej, bo oni i tak obciążą konsumenta. Natomiast już jako konsument ja będę miała wybór, czy kupuję pastę do zębów w pojedynczej tubce, czy w tubce opakowanej kartonikiem.

Druga walka toczy się o to, kto będzie beneficjentem tej opłaty. Bo ktoś zapłaci, to już wiemy. Teoretycznie producent, w praktyce konsument. Ale na co ta opłata zebrana pójdzie i kto ją ma zbierać? Tu walka się toczy taka trochę nieczysta, powiem, bo oczywistym jest, kto powinien te opłaty dostać. W głównej mierze recykler, dlatego że to on ponosi koszt przetworzenia tego surowca wtórnego.

Natomiast jest drugi komponent kosztowy, to jest system zbiórki. Tu do walki stają samorządy, bo samorządy mówią „Hello, no my zbieramy te surowce wtórne”. Do tego kawałka tortu są jeszcze producenci. Mówią „Hello, ale my wprowadzamy ROP, to może my powinniśmy zbierać nasze opakowania i może ten ROP powinien do nas wracać, skoro to my go zebraliśmy”.

I trochę tak się szarpiemy i przeciągamy linę. Ale myślę, że biorąc pod uwagę zakres prac w Ministerstwie, już jesteśmy bliżej niż dalej.

W tej chwili największy koszt przetwarzanie odpadów ponosi właśnie konsument. Trochę też chyba samorządy do tego się też dokładają. Ale pytanie, jeżeli są podwyżki, czy samorządy coś z tego zarabiają?

Samorządy nie zarabiają na gospodarowaniu odpadami w takim rozumieniu, że z opłat, które pobierają, muszą pokryć w stu procentach koszt systemu. Oczywiście w ramach tego kosztu systemu jest na przykład wynagrodzenie pani czy pana w referacie gospodarki odpadami, który prowadzi windykację czy wprowadza system. Uwzględnione są na przykład koszty postępowań przetargowych.

Czyli pośrednio niewielka część tego pieniądza wpływa pewnie do budżetu gminy i pokrywa na przykład jakiś etat pracownika. Ale absolutnie nie jest tak, że gmina bogaci się na wnoszonej przez nas opłacie za gospodarowanie opłatami.

Raczej większość gmin dopłaca z tego powodu, że kalkuluje koszty systemu na podstawie wyniku przetargów z lat wcześniejszych i jakoś próbuje sobie indeksować na rok kolejny, ale to jest trochę jak rosyjska ruletka. Nie wiemy, ile będzie to kosztowało. Zazwyczaj są to koszty niedoszacowane. Mało tego, samorząd kalkuluje, że ściągnie 100% opłaty, a wiemy, jak to jest z tymi naszymi płatnościami.

No właśnie, ostatnio dotarłam do informacji, że prawie 10 milionów Polaków nie płaci za odbiór odpadów. To są niebotyczne liczby. Co czwarty?

Nie wydaje mi się, żeby to było 10 milionów Polaków. Tu kuleje nasz system. To nasza odpowiedzialność obywatelska powinna spowodować, że zadeklarujemy prawdziwą liczbę mieszkańców w gospodarstwie domowym. Obserwacje włodarzy gminnych wskazują jednoznacznie, że te deklaracje są zaniżone. Nie chce mi się wierzyć, że aż o 25%, ale pewnie koło 10% tak.

No to szukamy innych metod bardziej sprawiedliwego naliczania wymiaru opłaty. Wydaje się, że z tych metod, które są prawnie dopuszczalne – bo pamiętajmy, że sposób naliczenia opłaty definiuje ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminie i samorząd nie ma dowolności w tym, w jaki sposób zamierza rozliczyć swoich mieszkańców. Musi zastosować jedną ze zdefiniowanych ustawowo metod – to wydaje się, że na dzień dzisiejszy najbardziej sprawdza się metoda od wody.

Dlaczego? Dlatego że konsumpcja wody jest wprost proporcjonalna do poziomu życia. Biedna osoba mniej wody zużywa, bo też za nią płaci. Ale biedna osoba zużywa też mniej surowców, mniej odpadów. Mniej kupi dzieciom zabawek, mniej kupi jakichś niepotrzebnych rzeczy, mniej się stara wyrzucać. Więc wydaje się, że przy tych wszystkich nieszczęśliwych sposobach obliczania ten model od wody jest najmniej nieszczęśliwy z nieszczęśliwych.

Konsumpcja wody w gospodarstwie, w którym mieszka dziesięć osób, jest zdecydowanie różna od gospodarstwa, gdzie jest jedna osoba, a już powierzchnia mieszkania nie. Tak że faktycznie jest to metoda, która najbardziej odzwierciedla nie tylko liczbę mieszkańców w danym gospodarstwie domowym, ale też poziom konsumpcjonizmu w tym gospodarstwie, który można wprost proporcjonalnie przełożyć na nagromadzenie odpadów.

A jest szansa, żeby w ogóle płacić mniej?

Nie, taniej już było. Taniej nie będzie. Natomiast jest szansa, żeby przy dobrze zaprojektowanym systemie gospodarki odpadami te ceny nie galopowały w takim tempie, w jakim galopują od ostatnich dwóch czy trzech lat. Natomiast to jest wyzwanie nie tyle dla nas konsumentów – również, ale nie tylko – ale to jest wyzwanie przede wszystkim dla samorządów, które regulują sposoby gospodarki odpadami na swoim terenie i mogą wprowadzić pewne narzędzia i mechanizmy, w wyniku których ustabilizują poziom cen na kolejne lata.

Na pewno największy nacisk powinien być kładziony na intensyfikację zbiórki bioodpadów. Pierwszy powód jest taki, że bioodpady stanowią wagowo aż 40% naszego standardowego kosza. Czyli zbierając intensywnie bioodpady, jesteśmy w stanie o jedną trzecią zmniejszyć ilość zmieszanych odpadów komunalnych, które po pierwsze nie nadają się do recyklingu, po drugie są bardzo drogie w zagospodarowaniu.

Drugi powód jest taki, że bioodpady zebrane selektywnie, jeżeli trafią do instalacji, która ma możliwość przetwarzania ich selektywnego na kompost, robi to taniej niż ze zmieszanym odpadem komunalnym i jednocześnie gmina będzie mogła je rozliczyć w tak zwanym wskaźniku recyklingu. Czyli dodatkowo gmina nie będzie obciążona karą finansową za niewywiązanie się z poziomów recyklingu.

I druga rzecz, którą powinny robić samorządy czy powinny zaproponować samorządy mieszkańcom, to zdecydowanie więcej akcji związanych z najwyższymi w hierarchii postępowania z odpadami poziomami, czyli zapobieganie, przygotowanie do ponownego użycia i naprawy. Jak dużo odpadów mogłoby ponownie pójść w ruch i tym odpadem się nie stać!

No dobra, fajnie jest ograniczać, fajnie jest przerabiać na własną rękę, ale skoro mamy wszyscy płacić tyle samo, niezależnie od tego, czy przerobimy, czy ograniczymy, czy kupimy do własnych woreczków sypkie produkty, to i tak muszę zapłacić tyle samo. Czyli mnie to nie mobilizuje wcale… Znaczy mnie mobilizuje! Ale przeciętnego mieszkańca nie mobilizuje do tego, żeby rzeczywiście ograniczać.

Nie mobilizuje aż takiej dużej liczby mieszkańców, żeby było to widoczne. Bo tu wymagamy wysokiego poziomu kompetencji społecznych i czegoś więcej niż patrzenia na własną kieszeń. Patrzenia troszeczkę na zasadzie, że taki sobie świat przygotujemy, w jakim będziemy żyć – nie nasze dzieci, tylko my za dziesięć lat. Ja już idę na plażę i się wkurzam, że tam więcej petów od papierosów, patyczków od lodów czy od lizaków i nie ma kawałka czystego piasku. Mnie to denerwuje. Ja nie chcę, żeby moje dziecko żyło w czystym świecie. Ja chcę żyć w czystym świecie.

Czyli nie powinniśmy tej narracji stosować, że wychowujemy sobie następne pokolenia, przygotowujemy ziemię dla naszych przyszłych pokoleń. Nie, kurczę, my na tej ziemi żyjemy.

Ponoszę koszty gospodarowania odpadami – te koszty są wysokie. Konsumuję wodę, też ograniczam zużycie. Mimo że mnie stać na płacenie za wodę, to racjonalnie korzystam mało z wody, bo uważam, że nadkonsumpcjonizm to jest nieprawidłowe zachowanie. Ale myślę, że w momencie, w którym coraz więcej z nas będzie tak postępować, to po prostu doprowadzimy do tego, że te zmiany systemowe my wymusimy. Czyli to my wymusimy na producentach bardziej ekologiczne pakowanie produktów, my wymusimy na sklepach wprowadzanie produktów sypkich w opakowaniach zbiorczych, wymusimy na dostawcach, żeby dostępne były produkty regionalne, wymusimy na samorządach, żeby zaproponowały takie systemy gospodarki odpadami, w wyniku których przynajmniej te opłaty nie będą rosły.

Mega. Mnie się jeszcze marzy, żeby te opłaty za odbiór odpadów były naprawdę związane z tym, ile wytwarzamy. Tylko ja mam strasznie wielką obawę, biorąc pod uwagę naszą mentalność, że lasy będą pełne śmieci.

Tak już było i to se ne wrati. Jak mawiają nasi koledzy z południa. Ale to wcale nie o to chodzi, żeby nie było takiej opłaty. Natomiast pamiętajmy, że nowoczesne systemy opłat pay as you throw, bo tak one się nazywają z angielskiego, czyli „płać tak jak wyrzucasz”, one się zwykle składają z dwóch komponentów. Ten komponent podstawowy to jest stała opłata abonamentowa wyliczona według pewnej formuły – czy od mieszkańca, czy od litra wody, czy od jakiegoś innego jeszcze tajemnego wskaźnika.

Ta opłata podstawowa jest płacona przez każdego. Na przykład ponieważ wyliczono, że w danej gminie średnie nagromadzenie ilości odpadów to jest 350 kilogramów na mieszkańca, 120 kilogramów stanowi zmieszany odpad resztkowy, reszta to są surowce wtórne i ta podstawowa opłata pokrywa zagospodarowanie od tej średniej.

Natomiast oprócz tego jest opłata dodatkowa, która pokrywa pewne mniej ekologiczne zachowania. Czyli jeżeli jesteś mieszkańcem, który wytwarza więcej niż 150 kilogramów odpadów resztkowych, bo Ci się nie chce segregować po prostu, to dopłacasz od nadmiaru tych odpadów niesegregowanych. Jeżeli na przykład w opłacie podstawowej jest dwukrotny odbiór odpadów gabarytowych, a Ty sobie robisz trzy razy remont w łazience, to za ten trzeci raz dopłacasz, bo wykraczasz poza pewną średnią.

Taki sposób naliczania opłat się bardzo dobrze sprawdza, ponieważ jak masz kombinować tylko raz w miesiącu z jednym kubłem tych zmieszanych, to już nie kombinujesz. Po prostu dopłacasz, bo i tak ponosisz ten podstawowy koszt. I tak z tyłu głowy wiesz, że płacisz.

Ta opłata może ewoluować w taki sposób, że im lepiej dana gmina gospodaruje odpadami, im mniej ma tego strumienia resztkowego, im bliżej może odpady wozić wokół siebie, bo bliżej są instalacje, im lepiej zapobiega, czyli ma te mechanizmy ponownego użycia, naprawy i tak dalej, tym opłaty w którymś momencie mogą być, powiem to słowo, chociaż niechętnie, niższe. [śmiech]

Chociaż wydaje mi się, że ze względu chociażby na te koszty ogólne – jak mówiłam, koszty pracy, energii, ogólnie koszty życia, które wzrastają – niestety myślę, że z obniżkami cen w gospodarce odpadami naprawdę nie powinniśmy się liczyć. Myślę, że ambicją wójtów, burmistrzów powinno być utrzymanie opłat na dotychczasowym poziomie i zapobieganie ich nieproporcjonalnym czy skokowym wzrostom.

A jakie są szanse, że możemy przyjąć taki sposób naliczania opłat?

Na razie żadne, bo ustawa tego nie dopuszcza. Natomiast jest coś takiego jak pilotaż. Ja bardzo zachęcam ambitnych wójtów i burmistrzów, żeby pilotażowo wprowadzili na jednym osiedlu czy w obrębie swojej miejscowości system oparty o rozliczenie indywidualne wagowe i przekazali wyniki do Ministerstwa Klimatu, ponieważ pilotaże temu służą. Sprawdzeniu jakiegoś rozwiązania i ewentualnie wdrożeniu go na szerszą skalę po etapie testowania.

Tak, przed nami stoją, jak to się ładnie teraz mówi, wyzwania. Bardzo serdecznie Ci dziękuję.

Dzięki, na razie, cześć.

Trzymaj się.

 

Na koniec dodam jeszcze od siebie, że zmiany warto zacząć, no właśnie, powtórzę się, od siebie. Od siebie samego. Mówię tutaj zarówno w kontekście ograniczania odpadów, jak i stosunku do tych odpadów. My bardzo często używamy wyrazu „śmieci”, który w języku polskim ma bardzo negatywną konotację, bo oznacza coś bezużytecznego i bezwartościowego. A co gdybyśmy zamiast tego zaczęli używać określeń w stylu „odpady” albo jeszcze lepiej „surowce”? Popatrzylibyśmy w ten sposób na rzecz jako na coś, co można jeszcze w jakiś sposób wykorzystać ponownie. Pomyślcie o tym.

 

Ten odcinek podcastu nie powstałby, gdyby nie wsparcie moich Matronek i Patronów. Zarówno w przenośni, bo to comiesięczne wsparcie na Patonite i zobowiązania z tym związane, mobilizują mnie do nagrywania kolejnych odcinków „Co w tym koszu”. Ale też dosłownie! Dlatego, że pomysł na ten odcinek podsunęła mi Dorota, jedna z moich Matronek, kiedy zapytała mnie, w jaki sposób tłumaczyć swoim znajomym i rodzinie dlaczego śmieci drożeją. Mam nadzieję, że teraz będzie to łatwiejsze, wystarczy podesłać link do tego odcinka. 

 

To była Wasza Babka od śmieci. Papaaaa!

 

P.S.: Nie wiesz jak w małym mieszkaniu zmieścić 5 koszy do segregacji? Dowiesz się z tego webinaru!

 

Książka Nie śmieci baner