fbpx
Menu
książki & filmy

„Slow fashion” w mojej garderobie

slow fashion

Nie sądziłam, że książka będzie w stanie coś zmienić w moim życiu. Tak fizycznie dokonać przemeblowania. Ta jednak jak burza weszła do szafy i wyrzuciła z niej parę worków ciuchów. „Slow fashion” Joanny Glogazy, proszę państwa, mowa o niej. 

 

Trochę się wzdragałam przed tę książką. Bo wszystko co ma związek z „fashion” jest bardziej ode mnie odległe niż obca cywilizacja (która nawet nie wiem, czy istnieje). I jeszcze ten podtytuł: modowa rewolucja. Bo rewolucję to mi robi kot, jak się wbije do szafy i położy na czarnych koszulkach – wiecznie modna czerń gwałtownie przeobraża się w przyprószoną szarość… Ale przekonało mnie to, że kiedyś, przy okazji pracy nad tekstem, stanowiącym podwaliny tego bloga, miałam okazję rozmawiać z Joanną. Wtedy nie była ona jeszcze autorką książki, a blogerką, popularyzatorką minimalizmu w szafie i niezwykle mądrą dziewczyną. Sięgnęłam więc po „Slow fashion”.

 

Co tu robią te buty?

 

„Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy”. „Trzymam moje pieniądze tam, gdzie mogę je widzieć – wiszące w mojej szafie”. „Zakupy są tańsze niż wizyta u psychologa”. Te pseudożartobliwe, często spotykane w internecie hasła tak naprawdę wyrządzają wiele szkód. Na szczęście większość kobiet określających się mianem zakupoholiczek nie ma z tą poważną przypadłością wiele wspólnego. Po prostu dały się wkręcić w machinę wydawania pieniędzy i wierzą, że częste zakupy są nie tylko świetną rozrywką, ale i czynnością prawdziwie niezbędną. Najwyższy czas przejrzeć na oczy i uświadomić sobie, że kupowanie niepotrzebnych rzeczy nie jest urocze. […] Że pękająca w szwach szafa wcale nie sprawi, że będziesz lepiej wyglądać – pisała Joanna w książce.

 

Nie jestem typem zakupoholiczki. Ubrania kupuję tylko wtedy, kiedy są naprawdę potrzebne. Przetarły się spodnie, więc wybieram dla nich zastępstwo. Sprał się lub podziurawił t-shirt, zamawiam nowy. W starych chodzę po domu. Często też upcyklinguję, dając nowe życie niepotrzebnym już rzeczom. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam w jakiejś odzieżowej sieciówce, bo panujący tam harmider wywoływał u mnie okropny ból głowy. Zdecydowanie wolę małe pomysłowe sklepiki online.

 

Ale nawet do mnie przemówił powyższy fragment książki. Bo, uzupełniając zapasy w szafie, czy zastanawiam się nad dopasowaniem nowych ubrań do już posiadanych? Raczej nie. Wybieram te, które mi wpadają w oko. No i ewentualnie będą pasowały do konkretnych spodni albo konkretnej spódnicy. Ale żeby CAŁĄ garderobę dopasować do siebie? Kupować tylko te rzeczy, które  dobrze na mnie leżą (dobrze, a nie „spoko, może być”), w kolorach, które się zgrywają z resztą ubrań w szafie? Nie pomyślałabym o tym, a przecież to jest takie proste! Jak sukienka będzie miała odpowiedni dla mnie fason, to częściej i chętniej będę ją zakładała. Nie będzie już dokarmiała mole w szafie, czekając na czasy, kiedy mi się coś odwidzi (a przecież nie odwidzi).

 

A kolory? Generalnie noszę ubrania w tzw. barwach ziemi: brązy, rudości, zielenie, szarości. A po lekturze „Slow fashion”, przeglądając szafę, ze zdziwieniem odkryłam w niej trzy pary czerwonych butów. I to przy tym, że w ubraniach zawsze stroniłam od czerwieni!

 

 

slow fashion

 

 

Aby życie było prostsze

 

Te czerwone buty oczywiście nosiłam (co, zresztą, widać na załączonym obrazku), traktując je jako jaskrawy dodatek do szaro-bezowych stylizacji. A teraz sobie myślę: po co? Czy nie łatwiej byłoby wybrać baletki w kolorze pasującym do wszystkich sukienek, a trampki kupić bardziej neutralne, bo i tak je zakładam do jeansów? Przecież na co dzień mam wystarczająco dużo spraw na głowie, żeby się jeszcze zastanawiać nad tym, w co się ubrać, i czy na pewno te ubrania nie „gryzą się” z czerwonymi butami.

 

Pamiętam taką anegdotę. Baracka Obamę w jednym z wywiadów zapytano, dlaczego zawsze zakłada takie same garnitury. Odpowiedział, że od momentu wstania z łóżka rano do momentu zaśnięcia wieczorem musi podejmować tak dużo decyzji, że chce sobie przynajmniej oszczędzić dylematu, w co się ubrać.

 

Joanna przytacza też w książce przykład Marka Zuckerberga, który zawsze ma na sobie jeansy i szary t-shirt, i Steve’a Jobsa, którego znakiem rozpoznawczym był czarny golf. Oni też nie chcą/nie chcieli rozpraszać się na bzdury.

 

 

slow fashion glogaza joanna

 

 

Autorka podaje więc w „Slow fashion” parę rad, jak ułatwić sobie życie na co dzień. Streścić je można w kilku punktach:

 

  • Dopasuj garderobę kolorystycznie – wybierz te barwy, które do Ciebie pasują i trzymaj się tej palety podczas kolejnych zakupów. Dzięki temu z łatwością skomponujesz strój i oszczędzisz czas na zastanawianie się, co na siebie włożyć.
  • To też dotyczy bielizny.  Bardzo często – ze względu na rozmiary lub krój – kupuje się osobno biustonosze i majtki. I o ile biustonosze zazwyczaj się nabywa w klasycznych barwach czerni, bieli i beżu, o tyle majtki mienią się wszystkimi kolorami tęczy. Brzmi znajomo? Następnym razem lepiej dopasować „dół” do „góry”. Zobaczysz, że lepiej się poczujesz w takim komplecie.
  • Dobra jakość starczy na dłużej. Zamiast akrylowego swetra za 69 zł – wełniany za nawet kilkaset. Nie stać Cię? I tu się mylisz, bo nie stać Cię na rzecz, w której będziesz marznąć zimą i pocić się wiosną, i którą wyrzucisz po jednym praniu, bo się zmechaci. Rzeczy lepszej jakości są drogie, ale posłużą o wiele dłużej, więc zaoszczędzisz na kupowaniu kolejnych „jednorazowych” ciuchów.
  • Zrób przegląd szafy i wyrzuć z niej wszystko, czego nie nosisz. Potem zbierz resztę ubrań i zastanów się jeszcze raz: czy zakłądasz te rzeczy regularnie, czy czujesz się w nich dobrze, czy pasują do Ciebie. Jeśli choć na jedno pytanie odpowiesz „nie” albo „nie wiem”, rozstań się z tę częścią garderoby. Obojgu wyjdzie Wam to na dobre.

 

Polecam sięgnąć po „Slow fashion” (listę sklepów, w których pozycja jest jeszcze dostępna, można znaleźć tutaj). Po przeczytaniu książki przez dwa dni sprzątałam szafę. Wyrzuciłam z niej dwa worki z ubraniami (nie sądziłam, że mam aż tyle niepotrzebnych rzeczy). Ulżyło mi. Czuję, że życie wokół mnie jest teraz trochę mniej chaotyczne. 🙂

 

P.S.: Następnym razem opowiem, co zrobiłam z tymi dwoma workami ubrań.